Cienie przeszłości
Nina z trudem otworzyła oczy. Od razu poczuła pulsujący ból rozsadzający jej czaszkę. Dookoła było ciemno. Blade światło sączyło się jedynie gdzieś znad jej głowy. Spróbowała się poruszyć, ale nie mogła. Ręce były czymś skrępowane. Nogi też. Chciała się wyszarpnąć, ale wtedy jej ciało przeszył spazm bólu. Zacisnęła powieki i zagryzła zęby. Czuła się, jak rażona prądem. Zamarła w bezruchu. Starała się uspokoić oddech.
Po kilku minutach znowu otworzyła oczy. Przyzwyczaiła je do ciemności. Dopiero teraz dotarło do niej, że jest w szpitalu. Ktoś drzemał na krześle przy łóżku. Nie widziała dokładnie rysów, ale była pewna, że to Marek. Jedyny człowiek, który jeszcze z nią wytrzymywał.
To oznaczało, że koszmar się już skończył. Znaleźli ją. Uratowali. Była bezpieczna. Tylko dlaczego nie mogła się ruszać? Skąd ten ból? Zaczęła odtwarzać w pamięci wydarzenia ostatnich kilkunastu dni. Pamiętała, że nie obchodzili się z nią delikatnie. Pod koniec zupełnie straciła kontakt z rzeczywistością. Czekała tylko na śmierć.
Jeszcze raz spróbowała się poruszyć, ale ból usztywnionych pleców przyprawił ją o brak tchu. Przymknęła powieki i powtarzając sobie, że jest już bezpieczna, zapadła w płytki, niespokojny sen.
* * *
Obudziły ją głosy. Zobaczyła nad sobą grupkę ubranych w białe kitle osób. Obchód.
- Jak długo tu jestem? – zapytała z trudem wypowiadając słowa. Własny głos brzmiał obco i jakby z oddali.
- Dzisiaj mija tydzień. Miała pani dużo szczęścia, jednak nie obeszło się bez poważnych obrażeń…
- Kiedy będę mogła wrócić do pracy? – przerwała lekarzowi. Czuła ból, wiedziała co jej zrobili i mogła sobie wyobrazić tego konsekwencje, jednak nie wiedziała, jak długo będą ją tu trzymać. Tylko to ją interesowało. Jedynym sensem jej życia była praca.
- Pani komisarz… – zaczął najstarszy z lekarzy, celowo zwracając się do niej stopniem, żeby nie mogła mu zarzucić, że nie ma pojęcia o wadze pracy, jaką wykonywała. – Nie wiem, kiedy wróci pani do pracy, nie wiem nawet, kiedy będę mógł panią wypisać, powiem więcej, nie wiem, czy uda się pani odzyskać całkowitą sprawność. Robimy wszystko, co w naszej mocy, jednak nie jesteśmy cudotwórcami. Ma pani bardzo poważane i rozległe uszkodzenia kręgosłupa. Na razie udało nam się je mechanicznie ustabilizować, jednak kiedy znikną obrzęki, czekają panią kolejne operacje. W tej chwili nie jesteśmy nawet w stanie ocenić dokładnego zasięgu szkód. Usztywniliśmy również tymczasowo odcinek szyjny. Przesunięcia kręgów C3 i C4 nie są poważne, ale pozwoli nam to na stabilizację całego kręgosłupa. Podobnie ma się sprawa z nogą. Kości są tak pokruszone, że czekają panią przynajmniej dwie operacje, zanim będziemy mogli założyć gips i pozwolić się im zrosnąć. Z pozostałymi obrażeniami już sobie poradziliśmy. Musi się pani uzbroić w cierpliwość. Leczenie i rehabilitacja potrwają długo. Przykro mi to stwierdzić, ale na najbliższe kilka tygodni jest pani całkowicie unieruchomiona.
- Ale to chyba nie jest konieczne? – zapytała poruszając skrępowanymi rękami.
- Oczywiście. Na razie nie.
Nie zapytała, co miało znaczyć to „na razie”. Wolała nie wiedzieć. Przemknęło jej przez myśl, że sama dla siebie może stanowić zagrożenie. Nie wsadzili jej całej w gips. Pewnie ześrubowali kręgosłup. Mogła się ruszać, ale nie powinna. Ale przecież była już przytomna, więc panowała nad sobą. Tak przynajmniej uważała.
Pielęgniarka zdjęła pasy krępujące nadgarstki. Wreszcie mogła poruszyć przynajmniej rękami. Niemal poczuła radość. Zawsze to coś. Dotknęła twarzy. Wyczuła sińce i szwy.
- Podać lusterko? – zapytała uczynnie ciemnowłosa pielęgniarka w nieskazitelnie białym fartuszku. Miała miłą twarz i ciepły uśmiech.
Nina skinęła głową, na ile pozwalała jej kołnierz ortopedyczny na szyi. Spojrzała na swoje odbicie. Zobaczyła pociętą, siną twarz i wszystkie ciosy, które otrzymała. Zacisnęła powieki.
- Przepraszam. Nie powinnam była. – Wystraszona pielęgniarka zabrała lusterko. – Zaraz dam pani środek przeciwbólowy. Poczuje się pani lepiej.
- Nie. Żadnych prochów – powiedziała zdecydowanym, szorstkim głosem. Jak za dawnych czasów. To ona decyduje i wydaje rozkazy.
- Ale…
- Żadnych prochów. Jest ze mną na tyle źle, że ani się obejrzę i nie będę mogła żyć bez magicznych zastrzyków. Dlatego nie.
Zmieszana pielęgniarka poprawiła kołdrę i wyszła. Przy tak poważnych obrażeniach nie dało się funkcjonować bez uśmierzaczy bólu. Poszła prosto do lekarza, ale i ten nic nie wskórał. Nina nie chciała się uzależnić. Spojrzał na nią z mieszaniną podziwu i niedowierzania i stwierdził, że prędzej czy później się złamie.
Marek odwiedził ją po południu. A potem reszta kolegów z pracy. Wysłuchała tego, jak trafili na ślad kryjówki, jak szybko i sprawie przeprowadzili akcję, a potem wszystkich odprawiła. Nie mogła znieść ich współczujących min. Litościwych spojrzeń. Była pewna, że w głębi duszy cieszą się, że mają ją z głowy na kilka miesięcy. Odetchną. Będą mieli spokój.
Nina była znakomitą policjantką. W pracy radziła sobie doskonale. Zawsze sumienna, zorganizowana. Oprócz wiedzy i umiejętności miała niebywałą intuicję. Zawsze stanowiła wzór dla współpracowników.
Niestety poza życiem zawodowym innego nie posiadała. Nie miała przyjaciół, znajomych, nawet rodziny. Z nikim nie umawiała się po pracy na piwo. Nawet jej partner, komisarz Wagner, był tylko współpracownikiem. Była oschła i despotyczna. Wydawała rozkazy i oczekiwała od każdego perfekcjonizmu. Żyła pracą i dla pracy.
Nigdy wcześniej nie przytrafiło się jej coś takiego. Dała się złapać. Nie rozumiała tego. Była pewna, że mają jakiś przeciek. Ludzie za nią nie przepadali. Przestępcy także. Potrafiła dopiec każdemu współpracownikowi i doprowadzić do aresztowania każdego podejrzanego. Wystawili ja na odstrzał.
Katowali ją prawie dwa tygodnie. Nie zdradziła żadnych informacji. Drwiła z nich. Byli dla niej nic nie wartymi szumowinami.
Czekały ją tygodnie leżenia, potem miesiące rehabilitacji. A potem? Czy wróci do pracy? Jedyną rzeczą jaką umiała było bycie policjantką. Co jeśli jej nie poskładają wystarczająco dobrze i nie będzie mogła pracować?
Była jeszcze na tyle słaba, że szybko zapadła w sen. Kiedy otwierała oczy długo nie mogła się przyzwyczaić do otaczających ją monitorów i kroplówek. Kroki na korytarzu. Szpitalne zapachy. Czasem płacz i krzyki. Ból.
Udało jej się przeżyć kolejny dzień. Nikt jej już nie odwiedzał. Wiedziała, że sama jest sobie winna. Większość czasu spędzała w półśnie, z którego wyrywał ją najdrobniejszy ruch powodujący przeszywający ból. Kiedy pielęgniarki z zatroskaniem w głosie pytały, czy do kogoś zadzwonić, krótkim „nie” ucinała rozmowę i odwracała wzrok. Nie miała zamiaru tłumaczyć się z własnego życia.
Z pewną ulga zauważyła, że personel i lekarze zachowują się bardzo profesjonalnie. Miała dobra opiekę. Kiedy jej twarzy nie wykrzywiał akurat grymas bólu, starała się uśmiechnąć do miłej, ciemnowłosej pielęgniarki, która w wolnej chwili przynosiła jej gazety i książki. Nie była potworem. Po prostu życie tak dało jej w kość, że zapomniała już, że nie każdy chce jej krzywdy.
* * *
Tego ranka powieki miała wyjątkowo ciężkie. Jakby budziła się z głębokiego snu. A przecież przez te kilka dni, odkąd odzyskała przytomność nie zdarzyło się jej spać głęboko. Coś było nie tak. Spojrzała na swoje ręce. Zauważyła opatrunki na nadgarstkach. Musieli ją znowu związać. Nic nie pamiętała.
- Czy coś się stało? – zapytała pielęgniarkę, która pojawiła się po porannym obchodzie.
- Ja… Wczoraj bardzo źle się pani poczuła. Lekarz stwierdził stan zapalny. Zaordynował też morfinę – dokończyła ledwie dosłyszalnym głosem.
- Mówiłam, że się nie zgadzam!
- Przyjechał pan Wagner, to on zdecydował. Podała pani jego numer telefonu, na wypadek, gdyby coś się działo.
Nina zamilkła. Marek? Rzeczywiście podała jego numer jako kontaktowy, bo nie miała nikogo bliższego, jednak nadal nic z tego nie rozumiała. Nie mogła kwestionować poczynań lekarzy. Miała ogromną nadzieję, że posklejają jakoś jej pogruchotane kości. Będzie im za to wdzięczna do końca życia. Ale Marek? Jakim prawem podjął za nią decyzję?
Pojawił się po południu. Przyjechał prosto z pracy. Nietrudno było zauważyć, że był niewyspany i zmęczony. A jednak przyjechał.
- Nie masz prawa za mnie decydować! – wykrzyczała mu na powitanie. Cały dzień aż się w niej gotowało, teraz mogła wreszcie dać ujście złości.
- Nina, pozwól, że ci coś wytłumaczę – zaczął szorstkim, podniesionym głosem. Też był wściekły. - O drugiej w nocy wywarł mnie ze snu telefon. Spanikowana pielęgniarka prosiła, żebym przyjechał do szpitala, bo coś się z tobą dzieje i nie wiedzą, co mają robić. Nawet się nie zastanawiając wsiadłem samochód i na złamanie karku przyjechałam tutaj. Uwierz mi, to nie był miły widok. Miałaś wysoką gorączkę, zwijałaś się z bólu, o ile coś takiego jest możliwe przy twoich poskręcanych śrubami kościach. Musieli cię związać, ale i tak wyglądało na to, że możesz zrobić sobie krzywdę. Co niby miałem zrobić?! Wiesz, gdzie miałem wtedy twoje durne postanowienia?! Jestem policjantem, nie pielęgniarzem. Po zastrzyku morfiny zasnęłaś.
Nina odwróciła wzrok. Często się spierali na temat kierunku prowadzenia śledztwa. Nie uważała się za nieomylną. Jeżeli nie miała racji, potrafiła się do tego przyznać. Jednak Marek jeszcze nigdy na nią nie nawrzeszczał. Do tego musiała mu przyznać rację. Ściągnęli go w środku nocy do szpitala. Jej wdzięczność każdego wyprowadziłaby z równowagi.
Marek, widząc, że Nina się uspokoiła, usiadł na krześle przy łóżku. W nocy, kiedy morfina i antybiotyki zaczęły działać, mógł rozwiązać jej ręce. Pielęgniarka przyniosła maść i opatrunki, bo otarcia były głębokie. Wtedy zobaczył blizny. Do tej pory ukrywała je po zegarkiem i bransoletkami. Zastanawiał się, czy ma prawo zapytać, dlaczego to zrobiła i stwierdził, że nie.
Na oddziale znowu zapanowała cisza, a on mógł przyjrzeć się Ninie. Bezbronnej, cierpiącej… Nie znał jej takiej. To był dla niego nowy widok. Całe przeżycie tej nocy było wstrząsające. Oddychała nierówno, wciąż dręczyły ją majaki. Przecierał wilgotnym ręcznikiem jej spocone, rozgrzane czoło. W końcu się uspokoiła i zapadła w głęboki sen. Niewiele o niej wiedział. Nie mówiła o sobie. Nie miała nikogo bliskiego, podobno wychowała się w rodzinie zastępczej. Nikomu nie pozwalała się do siebie zbliżyć. Była zimną suką i zachowywała się, jakby było jej z tym dobrze. Jednak teraz, zamiast bryły lodu, widział przed sobą ludzką istotę. Zrobiło mu się jej żal.
Wieczorem znowu miała gorączkę. Coraz wyższą. Lekarze zlokalizowali stan zapalny, jednak przy tej ilości leków, które już dostawała, nie mogli sobie na zbyt wiele pozwolić. Podawali antybiotyki w ograniczanym stopniu.
Marek siedział przy łóżku i ocierał jej gorące czoło. Szeptał uspokajające słowa, żeby odpędzić majaki. Była nieprzytomna, ale wierzył, że słyszy. Powtarzał, że jest bezpieczna, i że już nie zrobią jej krzywdy. Kiedy było już bardzo źle poprosił pielęgniarkę o kolejny zastrzyk. Podziałał.
Nina przebudziła się w nocy. Było cicho i ciemno. Marek spał z głową opartą na łóżku. Ściskał jej rękę. Nie czuła bólu. Szybko zapadła w sen. Rano już go nie było. Pojawiał się i znikał jak duch. Osobisty anioł stróż.
Pojawił się wieczorem.
- Powinieneś się przespać. Ja mam tu zastęp lekarzy, poradzę sobie.
- Ta, i żaden nie jest na tyle odważny, żeby dać ci głupi zastrzyk. Dobra, dobra – zaczął się śmiać. Nina też się uśmiechnęła. – A tak na poważnie, to wpadłem tylko na chwilę. Wracam zaraz na komendę. Dzisiaj był ciężki dzień i jeszcze się nie skończył. Wiem, że chciałabyś przeleżeć te kilka tygodni, ale praca nie poczeka. Mamy braki, Januszowi urodziło się dziecko, złożyłem mu w twoim imieniu gratulacje, a Marta jest na urlopie. Mam nadzieję, że chociaż ta obrożę ci ściągną w miarę szybko, bo ciężko ci będzie akta czytać. Chociaż z drugiej strony… Może akurat tobie się przyda.
Nina wiedziała, że sobie z niej żartuje i to bezkarnie. Nawet nie miała czym w niego rzucić. Była przykuta do łóżka, a on sobie z niej kpił.
- No już dobrze. Odegrasz się na mnie, jak tylko będziesz mogła. Muszę uciekać, ale postaram się wpaść jutro i zorganizować ci jakieś zajęcie, żebyś tu nie zwariowała zanim cię wypuszczą.
Pielęgniarce pełniącej dyżur powiedział, żeby dzwoniła, jak tylko coś się będzie działo, bo i tak prawdopodobnie większość nocy spędzi na nogach. Miał jednak nadzieję, że Nina przetrwa tę noc sama. Marzył o tym, żeby wreszcie się wyspać albo przynajmniej położyć się we własnym łóżku, chociaż na kilka godzin.
Zostawił ją z myślą o rozpoczętym śledztwie i brakach kadrowych. Nie był pewien, czy podziała to na nią dobrze, czy źle. W ostateczności, nie istniała możliwość, że wypisze się ze szpitala na własne żądanie, do czego była zdolna. Taka ewentualność nie wchodziła jednak w grę przez najbliższe kilka tygodni.
Nina od razu zaczęła się zastanawiać, co zatrzymało Marka w komendzie na tak długo. To musiała być poważna sprawa. A ona musiała leżeć bezczynnie. Nie mogła tego nawet potraktować, jako dawno niewykorzystanego urlopu, bo raczej z odpoczynkiem nie miało to zbyt wiele wspólnego.
Przez całą noc męczyła ją gorączka, ból kręgosłupa i wspomnienia minionych tygodni. Nad ranem zasnęła z wyczerpania. Niestety, nie na długo. Półprzytomna, ledwie rejestrowała zmiany pór dnia.
Po południu pojawił się Marek. Wysoki, szczupły, z ciemnymi, krótko ostrzyżonymi włosami. Rozpinana koszula z krótkim rękawem odsłaniała doskonale umięśnione ramiona. Błękitne oczy spoglądały na nią z troską.
- Załatwiłem ci telewizor, zaraz go podłączę, więc będzie ci weselej.
Nawet nie miała siły odpowiedzieć. Przyglądała się, jak ustawia sprzęt i rejestrowała kolejne elementy jego wyglądu. Nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi na bliznę na ramieniu. Ani na znamię na policzku. Rzadko w ogóle zwracała uwagę na to, jak ludzie wyglądają. Marek był przystojny. Po siedmiu latach wspólnej pracy, musiała trafić w ciężkim stanie do szpitala, żeby to zauważyć.
Kiedy uporał się z ustawieniem telewizora i sprawdził, czy wszystko działa, położył jej pilota pod ręką i usiał. Na jego twarzy nie było śladu po wczorajszym zmęczeniu.
- Przywiozę ci twojego laptopa, ale to później, jak już będziesz mogła się ruszać. Na razie masz tu akta dwóch wczorajszych spraw. Dwa trupy, na pewno cię zainteresują.
Marek widział, że jest w kiepskim stanie, ale zauważył też błysk w oku, kiedy powiedział o trupach. Postanowił udać, że nie widzi bólu i wyczerpania malującego się na jej twarzy. Nie mógł się nad nią litować, bo wtedy kazałaby mu iść do diabła.
- Trochę niewygodnie będzie ci czytać w tej obroży, więc zreferuję ci, co na razie ustaliliśmy. Ciekawsze zostawię na koniec. Pierwsza ofiara to dwudziestotrzyletni chłopak zamordowany we własnym mieszkaniu. To była egzekucja. Przywiązany do krzesła, przestrzelone kolana. Przyczyna śmierci – strzał z bliska w głowę. Zabezpieczyliśmy kule i łuski z trzydziestki ósemki. Broń nie figurowała w bazie. Co ciekawe, z tego co na razie ustaliliśmy wynika, że chłopak nie miał żadnych powiązań, więc ciężko będzie o motyw. Nie wiemy, komu mógł się narazić. W mieszkaniu nie było żadnych śladów. Sprawcy, prawdopodobnie było ich dwóch, mieli rękawiczki. Czysta i szybka robota. Sąsiedzi nie słyszeli strzałów.
Spojrzał na Ninę. Zasnęła. Niewyjaśnione morderstwo działało na nią prawie tak dobrze jak morfina. Zostawił akta na stoliku i pojechał na komendę. Do szpitala wrócił późnym wieczorem. Coraz bardziej uzależniał się od tego miejsca. A może od niej… Zawsze chciał ratować świat. Dlatego został policjantem.
Nina była atrakcyjną kobietą. Niewiele niższa od niego, zgrabna, zawsze elegancko ubrana i perfekcyjnie umalowana. Ciemne włosy miała krótko obcięte, pewnie dla wygody, ale zawsze ufarbowane i idealnie ułożone. Nawet wyciągnięta z łóżka w środku nocy wyglądała nienagannie. Do tego stopnia, że zdawała się sztuczna. Jej oczy zawsze były zimne, rzadko się uśmiechała. Między nią, a resztą społeczeństwa był niewidzialny mur. Każdemu dawała to odczuć. Marek w swojej niemal dziecięcej naiwności wierzył, że teraz ma okazję, bo spróbować go przebić.
Pośród kabli i rurek, przykuta do łóżka, wijąca się z bólu, była inną osobą. I te blizny. Usiłowała popełnić samobójstwo. Nikt ze współpracowników by w to nie uwierzył. Od pielęgniarki, która opatrzyła jej nadgarstki usłyszał, ze na plecach Nina ma wiele blizn, które na pewno nie pochodzą od postrzałów. Nie rozumiał tego, chociaż paradoksalnie coraz bardziej rozumiał ją.