Mam tendencje do zaczynania i nie kończenia....xD
Mam jeszcze takie...xD
~BEZIMIENNOŚĆ~
…Ciemność…
-Gdzie jestem?- Zerwałam się z zimnej, namokniętej mrokiem gleby. Mą głowę oplatały najróżniejsze, historie nie miejące ze sobą połączenia czy, nawet najzwyklejszej puenty… Amnezja?
-Co zrobiłam, czemu, po co. JAK? Co się ze mną dzieje?...
…Pełnia…
Noc, czarna jak, jak Noc, gwiazdy, jak gwiazdy, świecą, a może tylko tańczą po tej czerni pełnej mroku otchłani…
Księżyc… Och! Ten księżyc, jego blask przyciągał mnie do siebie, jak, jak narkotyk …Narkotyk…
…Magia…
-Jak, to niemożliwe… moje dłonie, one nie są moje, nogi, twarz, kim jestem? Włosy? Co… Nie na pewno, nie, to nie mogło nastąpić, nie teraz, nie w pełnię. – Pobiegłam przerażona tym co mną zawładnęło, najszybciej jak tylko potrafiłam, tyle co sił w mych łapach… Łapach? Tak łapach, powiedziałam łapach, bo to właśnie ja…
Łapach!
Dobiegłam do błękitnie błyszczącego, jak szafir jeziora, a może stawu… Ostrożnie wysunęłam głowę w stronę tafli wody… I co ujrzałam?
…Głębia…
Moje usta są sine, twarz blada, jak u wampira, który pragnie tego co każdy krwiopijca… Krwi… Moja krew zastygła… Otworzyłam oczy, dostrzegłam go… Bałam się, nie pamiętałam tego głosu.
-Czego chcesz? – On odwrócił się w stronę jeziorka, ono zabłysło mocnej, pełniej, jak księżyc…
-Odzyskać to, co nazywasz swym życiem, którego już nie masz…
-Jak to, nie mam? Odpowiedz na pytanie, to jedno pytanie… Co ze mną uczyniłeś?
-Zabiłem, zabiłem.- Zbladłam jeszcze bardziej, ja nie wierzę, wiedziałam, że nastąpi to wkrótce, ale nie teraz… Nie kiedy nie pamiętam, nie rozumiem…
…Prawda?...
Łzy napłynęły mi do złoto-krwistych oczu. Dlaczego on, ten piękny, ten który nie jest człowiekiem…
Gdy źrenice jego, zamgliły się, wiedziałam, wszystko sobie przypomniałam. Tę bolesną prawdę…
Byłam na spacerze w lesie. Nieopodal domu… Wiedziałam, że nie jestem zwykłą dziewczyną
Co pełnię, stawałam się kimś, kimś niezwykłym.
Włosy zmieniały się w gęste futro, zamiast twarzy, pysk i ślepia. Paznokcie, przekształcone w zabójczo ostre szpony, czarne, z trucizną…
Bali się mnie, nie kontrolowałam mych instynktów… mocy… siebie…
…On…
Doszłam do starej chaty, był tam on, człowiek, czy wilk? Wilkołak. Był taki jak ja, był mną, mym demonem, obliczem, którego nie zdążyłam powstrzymać. Uwolnił się z mej duszy…
Weszłam. Usiadłam, w starym bujanym fotelu zniedołężniałego człowieka, którego już nie było, nie było przez niego, przeze mnie…
On spojrzał na mnie swym czarnym okiem, które hipnotyzująco przyciągało mnie, jak księżyc..
Podeszłam. Wziął nóż… ZABIŁ (tak myślał)
…Życie?...
Zataszczył ciało mej osoby, na mokradła. Zostawił z myślą, że zdechnę jak pies… Mylił się…
Obudziłam się i pobiegłam do jeziora…. Wtedy, wtedy to się stało…
Gdy przyglądałam się tafli, jego odbicia nie było, poczułam lodowate dłonie… Za późno!
Byłam na dnie…
…Moc…
Wyciągnął mnie, wiedział, że nie da mi rady…
Obudził… Zabrał życie… Oddał śmierć.
Teraz ja byłam demonem. On znów podupadłym aniołem, który wrócił do siebie, do domu, do diabła, jego ojca…
…Śmierć!...
Płakałam…
Bałam się, byłam inna, inna niż inni, tyle, że inni odmawiają posłuszeństwa innym…
Dzika, dzika i wolna, tak się poczułam, na chwilę…
Wzięłam jeden z leżących obok kołków.
Wbiłam… Już po mnie… Cierpienie minęło, trafię do piekła, o to chodzi. Chcę być inną, chcę odejść w spokoju.. Żyć, czy nie? Wybieram to drugie….
Samobójstwo… krzyczeli… Me ciało w trumnie… Tylko ja mogę się zabić… Jestem gdzie chciałam… W PIEKLE.