Wszedł ze spuszczoną głową.Kroczył powoli,a śnieg zostawiał za nim ślady.Wiedział po co tu przyszedł.Skierował się w stronę lasu,raczej tego co z niego zostało.Nie słychać było ptaków,tylko wiatr.Gdy dotarł już do lasu rozejrzał się w poszukiwaniu "tego miejsca".Wszędzie leżał śnieg,jednak tylko w jednym miejscu go brakowało.Było to małe wzniesienie.Basior podszedł do niego,obwąchał i wiedział,że to tutaj.Usiadł,zamknął oczy i opuścił głowę,a wiatr delikatnie popieścił jego sierść,jakby próbował go pocieszyć. Razerowi ponowie przeszły przed oczyma wspomnienia.Wilk zacisnął zęby i ukazał kły.To nie był gniew to była rozpacz.Położył uszy i powiedział:
-Tyle czasu minęło,a ja próbuję zapomnieć,jednak nie potrafię.Leżysz tutaj,a ja stąpam po tej ziemi,choć na to nie zasłużyłem...To ja powinienem leżeć tutaj...nie ty...-Basiorowi spłynęła po pysku łza.
-TO JA POWINIENEM ZGINĄĆ!-wrzasnął basior z całych sił,a z jego oczu spływało coraz więcej łez.
-Zostałem sam!Całkiem sam!Dlaczego tak się to skończyło!?-
-To przeze mnie,przeze mnie!-
-Przepraszam...tak bardzo przepraszam!-
Razer padł na ziemię i zakrył mokre oczy łapami