Weszłam krokiem powolnym, nawet bardzo… Cały czas miałam tą niby amnezję, przynajmniej tak twierdził tamten, a może to był po prostu jakiś chory psychicznie, ja się inaczej nie czułam, wręcz przeciwnie, humor mi dopisywał, tylko, że nie do końca ten co trzeba. Szłam przed siebie mozolnie wlokąc za sobą ogon po ziemi. Po chwili takiej nudnawej przechadzki przystanęłam i dopiero rozejrzałam się, gdzie to mnie znów łapy poniosły. Woda. Westchnęłam jedynie i ponownie ruszyłam przed siebie.