No skoro nalegasz.
Jesień.
Jesień przeważnie kojarzy mi się z ciepłem komina, z którego delikatny płomień ogrzewa marznące ciało... Ogień jest dobry... Gdyby nie to, że las, do którego musiałem wkroczyć był doszczętnie spalony. Popiół robiący prawie, że za dywan leśny miał to do siebie, że bardzo lubił pod wpływem powietrza udawać dym, ale dobrze, że bandamka zakrywała mi usta i nos, więc nie wdychałem tego. Kiedy miałem nadzieje, że nie natrafię na coś nieprzyjemnego, ale oczywiście musiał ten szkielet wiewiórki powieszony na czerwonym sznurku zniszczyć moje marzenie. Przyspieszyłem kroku, gdyż nie miałem zamiaru podziwiać tego, ale, im bardziej zagłębiałem się, tym bardziej częstotliwość pojawiania się ich była większa i różnorodna. Raz kukułka, raz jeż, a nawet i lis, jeśli gałąź była w stanie utrzymać go. Wędrowanie zaprowadziło mnie do dużej pustej na środku przestrzeni a dookoła drzewa, więc dokładnie się rozejrzałem czy nie ma aby czasem kolejnego wilka, gdy nagle wielkie anoreksyjne cielsko wilka wyłoniło się z drzew. Czarne jak noc futro trochę się wtapiało w tło czarnych drzew a u sennych oczach świeciło tylko czerwienią, natomiast łapy wyposażone w szpony jak u kota. Podniosło wysoko łeb i się rozejrzało w pewnym momencie skupiło wzrok na jednym punkcie.. Prosto na mnie. Oczy tego czegoś się nagle pobudziły czysty szał bił w oczach na pysku pojawił się krzywy uśmiech obnażający rzędy śnieżnobiałych szpiczastych kłów. Powoli skierowało się w moją stronę a łapami ruszał niczym kot polujący na mysz... Tylko, że jego mysz była nie tak bezbronna. Pośpiesznie przygotowałem kuszę i bełtę na pokracznie uśmiechającego się wilka i celowałem centralnie w środek czoła. Ani nie przyśpieszył ani zwolni tylko utrzymał swoje tępo zbliżania się pewnie biedny nie wiedział co ja wyprawiam. Bez zbędnych ceremonii strzeliłem w jego głowę i padł na ziemię. Podszedłem do niego, gdy nagle samoistnie stanął w płomieniach a cały las dookoła zaczął się wykruszać zacząłem się bać, że stracę potrzebne mi kryształy, ale na szczęście, kiedy płomienie skonsumowały jego truchło został jedynie szkielet i ładnie połyskujące krystaliczne oczy i skrystalizowaną krew, która zmieszała się z popiołem. Zabrałem minerały ze sobą i ruszyłem dalej pośpiesznym krokiem, bo powieszone szkielety zaczęły spadać na ziemię, kto wie czy przypadkiem nad moją głową był szkielet niedźwiedzia?