Wbiegł swobodnym truchtem czy jak tam ten bieg nazwać. Miał zamiar iść do pałacu, przespać się, odpocząć, ale po drodze postanowił odwiedzić tajgę. Teraz prawie wszędzie panowała zima, wszędzie było zimno a tutaj to w szczególności. W końcu teraz przebywał w królestwie śniegu, trudnego klimatu itd.
Spojrzał na zaśnieżone czubki drzew i westchnął. Ruszył dalej przed siebie, aż dotarł do zwalonego drzewa, na które wlazł i usiadł. Stamtąd omiótł wzrokiem otoczenie, ale jak zwykle nikogo nie było, i dobrze.
Położył się.