Doszedłem do domów i zacząłem zazierać do każdego domu po kolei... w żadnym nikogo nie zastałem. Z jednym wyjątkiem. Gdy podchodziłem do jednego z domu chyba baru czy czegoś takie dobiegły mnie ludzkie szpty. Stałem przy budynku i podsłuchiwałem. Nagle głosy ucichły, zacząłem się wycofywać lecz za wolno. Drzwi się otworzyły i wędrowcy mnie zauważyli... Chwilę byli zszokowani moim wyglądem *w końcu mam skrzydła* i znieruchomieli, jednak potem powoli zaczęli sięgać ku swym broniom. Robili to bardzo powoli i ostrożnie, myśleli że tego nie zauważe i się nie spłoszę, jednnak na nic ich starania. Zawyłem żałośnie gdyż nie chciałem ich zabijać.