(Obiecałam że opowiadanie będzie i jest więc...więc.Więc jest xD
Dziś smutny temat naszej kolejnej części.Oraz w końcu wykorzystam wasze imiona które napisaliście w poszukiwaniach
Śmierć jednego z nas...Drużyna Szarego Płomienia inaczej Pierwsza Drużyna Nadziei szła na południe.Zmierzali do ForestLane,do miejsca w którym odkryją swoje prawdziwe umiejętności,do miejsca w którym będą sobą,do miejsca gdzie to Las będzie ich bronił...
Nie jedząc od trzech dni,Drużyna zmierzała na Południe,idąc za dnia aby Wojska Rufusa (Srusa nie Rufusa:Mówi Nana) ich nie dopadły i nie zaprowadziły do Władcy Ludzi(takie podłe(w licznych przypadkach) dwunogi xD).
-Ile to już dni?Ile nam zostało na dojście do naszego celu podróży?-spytał Pisto.
-Może tydzień...Może dwa.Zależy od pogody i naszej wiedzy.Żałuję że tylko raz uczestniczyliśmy w treningu...Przydałaby się teraz Sakura...-powiedziała Nana.
*Oby los nam sprzyjał...*-pomyślała z nadzieją.
Ruszyli dalej.Dni leciały spokojnie a ona nie narzucała szybkiego tempa ale pilnowała aby nikt nie zwalniał.Lecz pewnego dnia to się zmieniło.Angela która była zwiadowcą,doniosła o nowej grupie obcych wilków.
-Brrr...Co za typy!Są strasznie duzi i groźni!Widziałam jak powalili dorosłego jelenia z porożem!Trzeba na nich uważać bo będzie źle...i to bardzo.-obwieściła Angela jednego wieczora przy ognisku.
Po słowach Angeli jakoś nikomu nie chciało się spać.Wszyscy byli podminowani,reagowali na najmniejszy ruch i szelest.
Idąc przez następne trzy dni,dochodząc do strumienia napotkali ową grupę.
Ich przywódcą był czarny basior,niewiele starszy od Nany.Pozostałe pięć basiorów wołało na niego Los.
-Popatrzcie chłopaki...będziemy mogli czym się pobawić oraz zjeść...-mruknął czarny wilk z pogardą.Najwyraźniej była to jedna z drużyn przed którymi uprzedzała ich Sakura.
Pozostałe wilki zaśmiały się szyderczo.
-No,no!Niezłe stadko...aż...Dziewięć sztuk!To nam się trafiło!-zaśmiał się szarawy wilk o zielonych oczach.
-Atos nie szalej tak...-syknął brązowy wilk.
Pięć potężnych basiorów niewiele starszych od Nany okrążyło nieszczęsną dziewiątkę.Każde przyjęło pozycję do ataku.Skyte rozłożył skrzydła,Dex i Boston stali obok niego obnażając kły.Devil i Pisto najsilniejsi w całej grupie stali z tyłu chroniąc i oddzielając Polę i Angelę.Pikachu stał za Devil'em i Pist'em.Wszyscy pokazywali sobie kły.Nana wyszła nieco naprzód.
-Jak dacie przepustkę puścimy was wolno.-powiedział przez zaciśnięte zęby Los.
-Mam wam oddać jednego z "naszych"?Chyba śnisz kretynie!-warknęła Nana.
-Ty wredna,podła psia suko!(chodzi o samicę psa żeby nie było ._.) -warknął Los po czym rzucił się na Nanę.Ale ta zrobiła szybki unik.
-Widać że to zawszone i ze psem spokrewnione!-wrzasnęła,po czym rzuciła mu się do gardła.Los zdołał zaledwie krzyknąć:
Zabijcie ich idioci!-dalsze jego słowa zagłuszyły odgłosy walki."Obijniaki" dzielnie walczyły z jednym z szarych wilków który najprawdopodobniej miał na imię Utter.Pisto i Devil zajęli się drugim szarym,Atosem.Pikachu odpierał atak brązowego wilka Even'a.
Natomiast Pola i Angela walczyły z kompletnie rudym wilkiem Blade'em.
Po chwili rozległ się czyiś skowyt.Nana zadała ostateczny cios który na chwilę ogłuszył Los'a.Z poszarpanym uchem,cieknąca krwią z dolnej wargi ruszyła na atak rudzielcowi.Miała nowe siły aż po paru szybkich kłapnięciach obaliła rudzielca.Tak samo ze swoimi przeciwnikami zrobili Pisto z Devil'em oraz Angela z Polą.
-Pikachu!-zawołała Nana z rozpaczą w głosie podbiegając do leżącego na ziemi z zakrwawioną lewą łapą,cieknąca krwią z pyska oraz ze śladami pazurów na prawym policzku,białego wilka...Pikachu.
Cała Drużyna do niego podbiegła.Do leżącego na ziemi wilka który już powoli zamykał oczy aby zasnąć i nigdy się nie obudzić.
-Pikachu!Spójrz na mnie!Drużyna bez ciebie nie istnieje...PIKACHU!-krzyczała,płacząc Nana,szturchając Pikachu.
-Nano..kim ja w ogóle jestem?Byłem dla was tylko zbędnym balastem...Nie pozostaje mi nic prócz godnej śmierci...Ale...nigdy wam jednej rzeczy nie mówiłem...Nigdy...więc możecie mnie uznać za zdrajcę...-szepnął po czym jakby cały jego kształt zaczął się zmieniać...zmieniać w człowieka.W chłopca w wieku trzynastu lat o śniadej cerze z zielonymi oczami i jasnymi włosami,w granatowych spodniach,białej,luźnej bluzce,czarnych trampkach...z zakrwawionym lewym rękawie,ze śladami pazurów na prawym policzku,z rozciętą wargą z której ciekła krew.Chłopca który leżał na ziemi.
-Dlaczego nie..nie...nie powiedziałeś nam o tym?-spytał Devil.
Zaczęło kropić...zrobił się deszcz.Wszystkim mokły futra.Pikachu wrócił do swojej pierwotnej postaci.
-Wybaczcie mi...Proszę...
-Pikachu...nie ważne kim byś był...my zawsze będziemy rodziną...Drużyną Szarego Płomienia...
-Pierwszą Drużyną Nadziei..-Pikachu zamknął oczy...umarł...on odszedł.
I w głowach Drużyny jakby się rozległ jego głos jakby był tu z nimi.
-Przepraszam was!Ale obiecuję że będę zawsze z wami!Nie martwcie się o mnie!Tylko zawyjcie!-zawołał radosny głos.Drużyna która w oczach miała łzy,zawyła na znak żałoby...Nana gwałtownie odrzuciła głowę w stronę przeciwników...Nie zważając na rany lub brak sił rzuciła się na wilki.
-ZA PIKACHU!!!-wrzasnęła a jej głos odbił się echem.Drużyna wiedziała co trzeba zrobić.Przegnać,poranić lub zabić jak będzie okazja!Przegonili przeciwników zadając bolesne i duże rany.
-Masz swoją przepustkę kurduplu!ZADOWOLONY?!Mam nadzieję!-krzyknęła na odbiegającą grupę.
Musimy ruszać...Nie możemy tu zostać.Trzeba ruszać...Do ForestLane...-powiedział Devil obejmując Nanę.
-Będę przewodnikiem Nana..ty odpocznij.-powiedział Devil po czym ruszyli ponownie.Lecz nie wzdłuż rzeki.Szli ukrytym traktem który znał tylko Devil.
Pełni łez,żalu,smutku i nienawiści do nowo-poznanych wilków ponownie ruszyli na Południe.Nikt nic nie mówił.
Siła która w nich była nagle zniknęła...Ale nadzieja która gościła w ich sercach od początku wyprawy,była większa i silniejsza.
*To dla Ciebie Pikachu...Dla wilka który zmieniał postać i poświęcił swe życie Drużynie...*-pomyślała Nana.Po jej policzkach ciekły łzy wymieszane z kroplami deszczu które opadały na ziemię...