Przeszukałem już kilka pomieszczeń, jednak nic tam ciekawego nie było.
Jakieś tam kajdany, gilotyny... gilotyny? No na serio myślałem, że w tak pięknym pałacu nie ma takich strasznych rzeczy.
Dobra, natrafiłem na dziwny loch, raczej bym go nazwał osobną krainką.
Na początku wydawało się, że to mały lodowy pokój, jednak gdy wszedłem do środka, drzwi się zamknęły z hukiem, odskoczyłem gwałtownie, nie lubiłem takich niespodzianek.
Nagle coś mruknęło za mną, odwróciłem się a przede mną pojawiła się śnieżna polanka. A to coś co mruknęło przypominało młodego miśka polarnego, bądź yeti...
Uśmiechnąłem się przyjaźnie do niego, gdyż nie wyglądał groźnie. Jednak się myliłem, szybko mały chciał mnie ugryźć, a jego miły, malutki ryjek zmienił się w szczękę kilku rzędowych, ostrych zębów.
-ooo nieee!- krzyknąłem i chciałem wyjść z pomieszczenia jednak drzwi nie chciały się otworzyć. Szarpałem się z nimi, a w tym czasie straszny malec się do mnie zbliżał. Zamroziłem go i silną wolą otworzyłem drzwi. Jednak malec odmarzł i wyszedł za mną.
Chciałem o tym wszystkim powiedzieć towarzyszą, dlatego szybko biegłem do nich.
Ledwo wyhamowałem przed nimi...
-Tu jest zmutowany yet... -nie dokończyłem gdyż w tunelu między drzwiami pojawiły się jakieś bestie.