W końcu dotarłam na szczyt.Usiadłam zmęczona i mocno poraniona...
-T..tato?-zaszemrałam.Po chwili pojawił się duch...ale nie był to duch mojego ojca...była to moja ciocia.
-Ci..ciociu? A gdzie tata? Czemu on się nie pojawił?-zaczęłam zadawać pytania.
-Spokojnie,Rossa...Jestem tu,by ci przekazać,że twój ojciec żyje...
-Ale ty umarłaś...czemu?
-To..jakby ci to...powiem tak:trafiłam na nie tego wilka,co trzeba.
-Ahh...-powiedziałam trochę przygnębiona.
-Ale na szczęście to nic nie zmienia,bo twoja matka może mnie widzieć...Dlatego wciąż jej towarzyszę.
-P..pozdrów ją ode mnie...
-Dobrze,pozdrowię...Wow,Rossa,ale ty wyrosłaś! Z takiego malutkiego szczeniaczka stałaś się naprawdę piękną waderą.
-Heh,czas robi swoje...mam pytanie...nie wiesz może,co u ojca? Skoro on wciąż żyje...
-Tak,twój ojciec przychodzi czasem do nas,spytać się,czy nie wiemy czegoś o tobie i Rautcie...ale zawsze niestety mówimy,że nic nie wiemy...
-T..tata nas szuka?-spytałam z lekkim niedowierzaniem.Minęło już tyle czasu,a on nadal nas szuka!
-Oczywiście,skarbie.Odkąd uwolnił się od tych przeklętych ludzi,podróżuje wszędzie,żeby was odnaleźć.A co u was? Jak przeżyliście? Dołączyliście do jakiejś watahy?
I tu zaczęła się dość długa paplanina...