Wleciałam. Zauważyłam czubek jakiejś góry. Chciałam podlecieś,lecz gdy zbliżyłam się na 10 metrów. Machałam skrzydłami na darmo. Pop paru sekunadach zaczęłam spadać.
-Łaaa....ŁAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!-wrzeszczałam by ktoś mnie usłyszał- Pomocy!!!!!-wrzeszczałam na darmo.Zbliżałam się ku ziemi,przez głowę przeszły mi myśli, czemu teraz,czemu dzisiaj,nie zastaniawiałam się,żę dzisiaj może się to zdarzyć, miałam łzy w oczach. Kiedy zdawało się,żę już spadłam na ziemię,nie czułam tego. Leżałam na ziemi jak gdyby nigdy nic.
-Może jestem już duchem?-pomyślałam sama do siebie i dźgnęłam się ostrym kamieniem w łapę,by sprawdzić moją wiarygodność. Kamień na wylot przebił łapę a ja zaskrzeczałam jak kura,która jest obdzierana ze skóry-Dobra,żyję-zaskrzeczałam i zaczęłam wspinać się po górze.