Przeczołgałam się na drugą stronę wodopoju. Potrącając gałązki, narobiłam tyle hałasu co stado nosorożców. Wtem usłyszałam donośny plusk. Chwila ciszy i drugi, nieco gwałtowniejszy.
- Gorzej już być nie może... - mruknęłam do siebie i wypełzłam z chaszczy.
Zobaczyłam dwa wilki: umięśnionego, groźnie wyglądającego basiora i przemoczoną, zrozpaczoną waderę. Pierwszym, na co zwróciłam uwagę, było to, że obydwoje mieli skrzydła. Wyróżniała ich także sierść w niezwykłych kolorach. Byli inni. Albo inaczej... Byli tacy jak ja.
Wyglądali na zajętych sobą, ale nie mogłam rozróżnić słów. Zmrużyłam nieco oczy i wtem zauważyłam, ze po pysku wadery spływają łzy. Czerwone łzy.
Zmusiłam obolałe mięśnie do jeszcze jednego ruchu i, utykając, ruszyłam w stronę pary.