- Ładna błyskawica. Pozazdrościć. - posłałam uśmiech Razerowi.
Zaczęłam tasować karty na oczach Vailins, która jeszcze chyba nie do końca wiedziała o co biega. Pospieszyłam z wyjaśnieniem.
- Te kartki ze znaczkami to karty do gry, czyli, jak sama nazwa wskazuje, można nimi grać. Ludzie tak robią i to chyba jedyna mądra rzecz, jaką zdążyli wymyślić. Każda gra ma swoje zasady, jak się zapewne domyślasz. Można grać dla przyjemności albo się zakładać, ale to sobie na razie darujemy.
Zaczęłam rozdawać.
- A co do mojego śmiechu... - wciąż miałam w pamięci warknięcie Vail i wzrok Razera. - Widzicie, kiedyś w życiu przychodzi taki dzień, że upadacie tak nisko, że kolejne niebezpieczeństwo zamiast przyprawiać was o płacz, wywołuje śmiech. Łapiecie? Kiedy świat przestaje szydzić z was, to wy zaczynacie szydzić ze świata. Może taki dzień jeszcze nie nadszedł, ale nadejdzie na pewno. Może nie w najbliższej przyszłości, może to będzie ostatnia godzina waszego życia. I właśnie wtedy zaśmiejecie się śmierci w twarz.
Poczułam, że moim słowom nie dowierzano.
- Zaufajcie mi, trochę starsza jestem. - błysnęłam zawadiacko zielonym okiem, ale dołożyłam do tego najsympatyczniejszy uśmiech na jaki było mnie w tej chwili stać. - No, może od większości z was. - skłoniłam z szacunkiem głowę przez białą waderą.
Jeżeli uda mi się tu pozostać, moje łapy będą miały mnóstwo czasu na regenerację. A może nawet i serce...
Na ziemię upadła ostatnia karta.