- Jak dzieci... jaak dzieci - mruknął bury basior, wychodząc zza wysokich traw z podłym, ale zarazem przyjaznym uśmiechem na pysku.
- Taak, taak. Wszystko widziałem i słyszałem i wiesz co? No no Nanko, zaskoczyłaś mnie. Jak widać cicha woda brzegi rwie czy jak to mawiają. Waszą gadaninę słychać było na drugim końcu krainy - westchnął Razer, podchodząc bliżej.
-... A tak między nami. Jeśli masz okres to nie łaź po lasach w środku nocy bo jeszcze coś ci zrobią. Nie patrz tylko na mnie -wyszeptał bury. - No i nie zwracaj uwagi na tą waderę. Cięty język a mózgu zero - wskazał łapą swój łeb. Nie miał pojęcia, że tamtą wilczycą była Karo. Obszedł Nanę dookoła, aby ponownie zająć swoje miejsce. Usiadł i uniósł jedną brew.
- Demoniasty zamiast rzucać żartami naprawdę powinien się za coś wziąć bo staruszek sflaczeje. Ciekawe czy jeszcze jest płodny. Niech sobie nadrobi tą utraconą formę bo aż mi szkoda jak na niego patrzę. Garbaty, krzywe łapy i braki w uzębieniu - wyolbrzymił. - Niech gość bierze póki formę ma i któraś na niego patrzy - zamilkł na chwilę. - Spoko gość, ale trochę przewidywalny. Za to go lubię ...- powiedział
- No ale dobra bo się rozgadałem. Fajnie cię widzieć, młoda. Męża masz? Zdrówko jest? Ile żyć na sumieniu? Trochę posiwiałaś... - mruknął z cieniem uśmiechu.