Wbiegła powolnym truchcikiem, ciemność już była, więc w sam raz pora na spacerek. Konie już dawno spały, było słychać ciche rżenie. Wadera spacerowała powoli sobie po stadninie. Wyczuła jakiegoś człowieka. Śmierdział alkoholem. Po cichu skradała się, lecz dwunóg się spostrzegł, że ktoś tu jest.
- Ej, ty! Kundlu, do nogi! - krzyknął
Nie odezwała się.
Pijaczyna podniósł się i podszedł do Karo. Związał jej łańcuch wokół szyi. Trzymając drugi koniec rzekł:
- Teraz to mi nie uciekniesz..
Wadera próbowała zmienić się w coś innego, jednak nie mogła.
Mężczyzna zawołał jeszcze dwóch innych. Na szczęście nie byli pijani.
- I co teraz?
Złożyła skrzydła.
Jeden z facetów zaciągnął ją pod światło.
- MA SKRZYDŁA. - powiedział głośno - DO ZOO!