Nagle z wody jak petarda wyskoczyła Menma,jednak jej ślepia nie były lazurowe,a stały się szkarłatne.Nad waderą zapanowało jej alter-a sądziłem że będzie nudno!-roześmiał się Shandy,lądując na piasku-ty! ćwirek! nie baw się !-zawołał,pojawił się przy basiorze uderzając łapą w ptaki,nawiązując z każdym łączność i wyniszczając im ciała,komórka po komórce=cały proces trwał pół sekundy.Gdy odrywał łapę od jednego,ten rozpryskiwał się na kawałki,cząstki padały na ziemie,a czarna ciecz chlapała Menme,barwiąc jej białe futro.Pojedyncze cząstki ciała ptaków drgały jeszcze chwile,po czym zastygały w bezruchu-ohyda...-zachichotał Shandy,kontynuując wyniszczanie ptaków,aż na Razerze nie został ani jeden,no..zamiast tego był cały w czarnej cieczy,którą ochlapały go rozpryskujące się ptaki.
(czyt..ptaki pękały jak balony xD)