Wszedł tutaj humanoid, który mnie niósł w swych kościstych szponach. Rzucił mną o coś twardego i od razu powstałem.
-Daj mi już spokój! W niczym Ci nie pomogę!
-Musisz mi pomóc, muszę zrobić armię osób moich sprzymierzeńców, którzy pomogą mi zawładnąć światem - powiedziałem i przydusił mnie.
Zacząłem się z nim szarpać.
Puścił mnie i zaczął nerwowo chodzić.
-Jak to się stało, że jesteś żniwiarzem? - zapytałem i nie liczyłem na odpowiedź... i nie pomyliłem się, stwór nie odpowiedział.
-Masz przekonać swoją watahą, tą do której aktualnie należysz by mi pomogli! -warknął
-Nie, nie zrobię tego! -
-Nie będziesz miał wyboru! Ja na razie idę, ale kiedyś tu powrócę, wkrótce i radzę Ci żebyć ich przekonał bo jak nie to pożałujesz... zobaczysz jak giną Twoi bliscy a ty na końcu przeżyjesz takie tortury o jakiś nawet nie wiedziałem i nie śniełeś - powiedział i zniknął
Już chciałem coś powiedzieć, lecz go już nie było.