Słowa trenerki zastanowiły go. Wpadł na to już wcześniej, ale uznał, że umyślne spowodowanie krwawienia w jakiś sposób byłoby użyciem magii. W końcu jad nic roślinom nie zrobi, kwas za to już tak, a wtedy musiałby 'przekierować' odpowiednio krwinkami, by posoka nabrała żrących właściwości. Jednak były to słowa dowódczyni, a ona raczej wie, co mówi.
Przyczaił się, uniknął jeszcze kilku pędów, zastanawiając się, skąd najlepiej upuścić sobie krwi, po czym okazało się, że nie musiał, gdyż w tej samej chwili pnącze rąbnęło go w łopatkę, rozcinając ciało niczym pejcz. Za długo stał w miejscu. Otrząsnął się szybko i odskoczył w bok, by uciec przed kolejnymi pędami, jednocześnie ocierając się o inne zranionym ramieniem. Jadowicie zielony kwas sączył się z rany, nie robiąc nic Dopp'owi, jednak w zetnięciu z pędami pienił się i syczał, wypalając dziury w roślinach. Dopp nie czekał, aż jego 'krew' zeżre te kilka pnączy, rzucił się zaraz by unieszkodliwić te rośliny, które stanowiły dla niego największe zagrożenie.
_________________________________
I cieszaj się, ja takiego stresa to jeszcze chyba nigdy nie miałam xD No, dobra, pojawił się dopiro w trzecim dniu, przed rozszerzonym anglikiem, ale był xD