Wszedłem powolnym krokiem, wszędzie było parno a w lesie można było zaznać lekkiego chłodu w cieniu drzew. Przechadzałem się tak leśną ścieżką rozglądając się w koło. Przysłuchiwałem się świergotu ptaków, które siedziały w koronach drzew a niektóre latały wysoko na niebie. Szedłem tak już dłuższą chwilę...obserwując piękno natury, za krzewami spłoszone sarny uciekały, chociaż nie miałem ochoty na polowanie...pewien jeleń chyba to zauważył i postanowił wykorzystać tę chwilę mego rozkojarzenia i mnie zaatakował swymi porożami. Szybko jednak się "ożywiłem" i przegoniłem jelenia, który uciekł za sarnami (czy tam łaniami).
*Jakże gorąco* pomyślałem i się położyłem pod olbrzymim przywalonym drzewie, pod którym była wilgotna glina. Przysnąłem na chwilę...po jakieś godzinie się wybudziłem i wstałem. W brzuchu zaczęło mi...burczeć, rozejrzałem się w koło za jakąś małą i łatwą do złapania zdobyczą.
*Jest!*-krzyknąłem w myślach i przyczaiłem się na zająca, który niewinnie grzebał zaczymś przy jagodach. Zapomniałem o tym, że zając ma bardzo dobry słuch i stanąłem na gałązce, które strzeliła pod naciskiem mego ciała. Zając szybko się dźwignął, stanął na zadnich nogach i zaczął się rozglądać za osobnikiem, który narobił hałasu. Przylgnąłem równo do ziemi, nawet nie oddychałem...czuwałem tak kilka minut...aż dopóki zając się nie uspokoi. Gdy ma przyszła zdobycz się uspokoiła i z powrotem zaczęła szukać czegoś w jagodach, szybko ruszyłem na niego...zając na swych długich, mocnych łapach robił długie skoki, niezwykle zwrotne na zakrętach...biegłem za nim po krzakach, trawach aż wreszcie go złapałem. Skręciłem mu kart jednym ściskiem szczęk. Ze smakiem pożywiłem się zdobyczą a mój brzuch przestał burczeć...Poszedłem dalej aż do takiego rozłożystego drzewa, na które bez problemu wskoczyłem i się położyłem.